Zdarza Ci się przyglądać innej kobiecie i myśleć „jaka ona
jest ładna/zgrabna/dobrze ubrana/zadbana/szczupła/wysportowana…..” , a potem w
duchu mówić sobie „ ja taka być nie mogę bo…”. I zaraz za bo wstawiasz wyjaśnienie, dlaczego Ty nie możesz osiągnąć czegoś co najprawdopodobniej tej innej kobiecie
przyszło z łatwością, a bynajmniej o wiele łatwiej niż przyszłoby Tobie. Jedne
mają dobre geny, inne szybką przemianę materii, są młodsze, zawsze były
szczupłe, inne znowu mają bogatego męża lub po prostu lepiej zarabiają i mogą
sobie pozwolić na to, na co Ty nie możesz. Patrzysz w lustro, wzdychasz i
wracasz do swojej codzienności. Raz na
czas uda Ci się zebrać w sobie- wybiegniesz na siłownię, do apteki po cudowne
tabletki odchudzające, wybierzesz się do fryzjera. O tak, tak zmienisz swoje
życie… Mija kilka dni, może tygodni, Twój zapał spada aż w końcu pakujesz
„superkobietę” do worka i upychasz po raz kolejny na samo dno swojej szafy
marzeń.
DOKŁADNIE WIEM CO CZUJESZ, BO TEŻ TAM BYŁAM
DOKŁADNIE WIEM CO CZUJESZ, BO TEŻ TAM BYŁAM
źródło: www.lovethispic.com |
I tu czas na kawałek mojej historii, historii o tym jak
wyglądało moje życie kiedyś i jak wygląda teraz, co skłoniło mnie do zmiany i
jakie korzyści owa zmiana mi przyniosła. Opowiem też o tym, jak pracowałam nad
samą sobą, aby zmiany w moim życiu były trwałe. Postaram się na tym blogu
podzielić się z Tobą moimi przemyśleniami i moją receptą na to, jak stać się
dokładnie taką kobietą jak chcę być. Moim celem nie jest pouczać Cię, ani mówić
Ci, że masz postępować tak jak ja. Wręcz przeciwnie. Chcę Ci pokazać, że każdy
poszukuje w życiu czegoś innego i inne rzeczy dają mu szczęście. Wspólnym
mianownikiem jest jedynie poszukiwanie i to, że jeżeli czegoś bardzo, bardzo chcemy, to
nie powinniśmy od razu wyszukiwać przeszkód, które uniemożliwią nam spełnienie
marzeń.
W pewnym sensie ta historia powinna się zaczynać 17 lat temu
kiedy przez „młodzieńcze eksperymenty” z dietami i tabelami kalorycznymi
połączonymi z kompleksami nastolatki nabawiłam się poważnych zaburzeń
odżywiania. Cóż tu dużo pisać: zaczęło się niewinne od sprawdzania ile dziennie
jem, a skończyło na codziennych próbach zmniejszenia ilości jedzenia. Byłam
chuda i chora. Na szczęście dzięki pomocy specjalistów oraz troskliwej opiece
bliskich udało mi się pokonać chorobę, jednak odcisnęła ona na moim zdrowiu,
zarówno fizycznym jak i psychicznym, ogromne piętno. Wiele lat zajęło mi
odzyskanie równowagi i powrót do normalności, ale myślę, że temu okresowi mojego
życia poświęcę kiedyś osobny post.
Już w dorosłym życiu istotnym momentem do zmian okazały się
przygotowania do mojego ślubu. Był rok 2011 rok i jak wiele przyszłych panien
młodych, tak i ja robiłam wszystko, aby w białej sukni prezentować się jak
najpiękniej. Pamiętam jak dziś, gdy wybrałam się pobiegać na krakowskie Błonia
i odkryłam, że nie jestem w stanie przebiec, bez przejścia do marszu, nawet
jednego kilometra! Trochę lepiej było przy wizycie na siłowni, choć z
perspektywy mojej obecnej wiedzy podejrzewam, że „doświadczeni pakerzy” musieli
mieć wtedy ze mnie nie lada ubaw. Projekt „poprawa sylwetki przed ślubem”
został błyskawicznie zamknięty.
Kolejna część to 2012 rok. W moim życiu zawodowym pojawiły
się duże zmiany, otworzyłam praktycznie na raz dwie firmy i wszystko wokół mnie
nabrało tempa. Wychodziłam z pracy po to żeby spać, a spałam
po 4-5 godzin na dobę. W pracy musiałam
dobrze wyglądać, być non stop na
wysokich obrotach i mieć pod kontrolą wszystko co działo się wokół mnie. Poza
pracą nie było nic, padałam zmęczona, zaniedbałam kontakty z rodziną i
przyjaciółmi, nie dojadałam, zaczęłam się bardzo źle czuć. Po kilku miesiącach
byłam tak wyczerpana, że zaczęłam unikać własnego odbicia w lustrze. Wtedy
postanowiłam, że muszę znaleźć jakieś dodatkowe zajęcie niezwiązane z pracą, bo
w przeciwnym razie pochłonie mnie ona doszczętnie. I tak poszłam na siłownię.
Początki były trudne. Nie umiałam ćwiczyć, nie miałam siły
ani kondycji, nie radziłam sobie z najprostszymi ćwiczeniami, byłam nerwowa,
źle znosiłam porażki. Były dni, kiedy czułam, że robię postępy, a były takie, kiedy po powrocie z pracy, zdenerwowana i zmęczona, nie byłam w stanie wykrzesać
z siebie niczego. Czasami chciałam dać sobie spokój, ale wtedy mówiłam do
siebie „jeżeli jutro nie będziesz miała w kalendarzu wpisu <18.00
siłownia>, to w to miejsce wpiszesz sobie spotkanie, albo załatwienia
związane z pracę”. I tak walczyłam dalej. Mijały tygodnie, miesiące, a ja paradoksalnie
zaczęłam mieć coraz więcej energii.
Zauważyłam znaczący wzrost apetytu, a jedząc nabierałam więcej siły do
działania. W pracy czułam się pewna siebie i zmotywowana. W domu miałam więcej
zapału do wszelkich codziennych spraw. Zdecydowanie poprawiły się moje relacje
z mężem, bo stres z pracy wyładowywałam na sztangach. Po jakimś czasie zaczęłam też
zauważać, że moje ciało stało się jędrniejsze, sylwetka nabierała fajnych proporcji. Na efekty musiałam chwilę
poczekać, ale gdy zaczęły być widoczne, utwierdziły mnie w przekonaniu, że idę w
dobrą stronę. Potem było już tylko lepiej i lepiej.
Caroline zawodniczka
-Jedziesz ze mną na zawody?
-Nie
-No tak wiedziałam, że nie dasz rady…
- ok jadę…
I takim sposobem, mniej więcej po roku od rozpoczęcia mojego
nowego życia, zapisałam się na Bieg Wazów dla kobiet. Bieg Wazów to zawody na
nartach biegowych o dystansie 30 km, które odbywają się w Szwecji i w których co
roku startuje około 10 000 kobiet. Do startu był niecały rok, a ja nie
umiałam biegać na nartach !!! Bardzo chciałam jednak udowodnić sobie, że nie
jestem tą samą dziewczyną, którą byłam rok wcześniej, słabą, ze słomianym
zapałem, rzucającą słowa na wiatr, poddającą się na pierwszym zakręcie.
Zaczęłam każdą wolną chwilę spędzać na treningach: na nartach, na siłowni, na
bieganiu, pływaniu. Uczyłam się jak
walczyć o swoje i jak nie poddawać się po porażkach. Zawody odbyły się 4 dni po
tym jak skończyłam 30 lat i był to mój pierwszy raz jak chodzi o jakąkolwiek
rywalizację. Nigdy wcześniej nie brałam udziału w żadnym konkursie, zawodach,
nie wypełniłam nawet kuponu w „totka”. Zawody ukończyłam z czasem 2h 14min , co
dało mi miejsce w pierwszych 800, na około 8000 uczestniczek.
Ta przygoda pokazała mi, że
moje życie zależy ode mnie i jeżeli będę widziała możliwości, a nie przeszkody, będę w stanie osiągać zamierzone cele. Stałam się o wiele pewniejszą siebie,
szczęśliwą i pozytywnie nastawioną do życia kobietą. Wiem, że mogę! To co
odnalazłam w sporcie uczę się przekładać na inne aspekty życia: na płaszczyźnie
zawodowej stałam się odporniejsza na stres, bardziej ukierunkowana na sukces i
dążenie do założonego celu, w relacjach z ludźmi jestem o wiele spokojniejsza,
bardziej wyrozumiała, na co dzień stałam się cierpliwsza i skupiona na
zadaniach i osobach. Nauczyłam się też odpoczywać i korzystać z wolnego czasu w
efektywny sposób. Jestem o wiele szczęśliwsza sama ze sobą. Jako nastolatka
myślałam, że gdy skończę 30 lat to będę już „starym zgredem”. Gdy skończyła trzydzieści lat poczułam, że
dopiero wszystko przede mną.
I tego również życzę
Tobie. Mam nadzieję, że tym postem wniosłam choć trochę światełka motywacji i pomogłam w szukaniu recepty
na dobrą zmianę.
Ps. W tegorocznych zawodach wystartowałam już w II grupie
zawodniczej i pomimo gorszych warunków ukończyłam z czasem 2.07, plasując się na
570 miejscu
Gratuluje!Wyszłaś na prostą- mi jeszcze się to nie udało niestety-mam problem z kompulsywnym objadaniem -liczę że obserwując Ciebie -mi również się uda. Pozdrawiam, Marzena;)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki! Jeżeli będziesz miała ochotę pisz na priv :-)
Usuń